Zdrowie psychiczne a prezydentura

Prowadzenie kampanii oraz praca Prezydenta Stanów Zjednoczonych stały się tak wymagające i stresujące, że nasuwa się pytanie, czy nie trzeba być szalonym, by ubiegać się o ten urząd. Nie mam na myśli „szaleństwa” w sensie dosłownym, jak w słowie „psychoza” lub „choroba psychiczna”, ale zastanawiam się nad motywacją osoby pragnącej zostać najpotężniejszym człowiekiem na planecie.…

Prowadzenie kampanii oraz praca Prezydenta Stanów Zjednoczonych stały się tak wymagające i stresujące, że nasuwa się pytanie, czy nie trzeba być szalonym, by ubiegać się o ten urząd. Nie mam na myśli „szaleństwa” w sensie dosłownym, jak w słowie „psychoza” lub „choroba psychiczna”, ale zastanawiam się nad motywacją osoby pragnącej zostać najpotężniejszym człowiekiem na planecie.

Jako psychiatra studiujący umysł i zachowanie oraz leczący tysiące ludzi z zaburzeń psychicznych, nie powinienem spekulować na temat warunków umysłowych, a tym bardziej stawiać diagnoz osób publicznych, z którymi nie miałem bezpośredniego kontaktu. Jednak jestem w stanie mówić o cechach, które mogą popychać daną osobę w stronę prezydentury, o możliwych skutkach rygorów kampanii i urzędu oraz o tym, jak ochrona zdrowia psychicznego mogłaby im zapobiegać lub je ulepszać.

Mówiąc językiem psychologicznym, sądzę, iż głównymi cechami mogącymi skłaniać  kogoś do prezydentury są: narcyzm, megalomania i mesjanizm.

  • Narcyzm dotyczy dbania o własny interes. Aspekt adaptacyjny narcyzmu przejawia się w pewności siebie i wierze w to, że dana osoba może i powinna zajmować tak podniosłą pozycję.
  • Megalomania odnosi się do skali zjawisk – w tym przypadku urzędu politycznego. Osoby przekonane o swojej wielkości aspirują do dużych i skomplikowanych celów, a nie ma stanowiska wyższego rangą niż prezydent.
  • Mesjanizm wyraża się w pomaganiu lub ratowaniu. W tym kontekście mamy do czynienia z przekonaniem osoby, że on lub ona może pomóc chronić i rozwijać kraj.

Ogromne fizyczne i psychologiczne wymagania kampanii, a także presja urzędu wymagają wytrzymałości oraz sprężystości psychicznej. Praca prezydenta nie jest dla osób o słabym sercu. Kandydat oczywiście nie musi być triatlonistą, ale odporność na długotrwały wysiłek przydaje się. Jeśli jej brakuje, sprężystość psychiczna jest tym bardziej istotna. Bill Clinton posiadał obie te cechy. Był znany ze swej nieograniczonej wytrwałości w trakcie kampanii. Za swoją zdolność podnoszenia się po porażce zyskał przydomek „comeback kid”.

Kandydaci na prezydenta powinni również cechować się zdolnościami poznawczymi: kontroli, kategoryzacji i przeramowania (ang. refraiming)  .

  • Kontrola poznawcza to zdolność radzenia sobie z emocjami i powściągania ich w procesie podejmowania decyzji. Przykładem jest Prezydent Kennedy, który podczas Kubańskiego kryzysu rakietowego uniknął wojny nuklearnej dzięki połączeniu dyplomacji i działań zbrojnych
  • Przez kategoryzację rozumiem umiejętność segregowania spraw, pozwalającą skoncentrować się na tym, co ważne w danej chwili. Na przykład ogromna troska Prezydenta Johnsona względem wojny w Wietnamie i jego brak zdolności do kategoryzacji spowodowały, że nie zdecydował się ponownie ubiegać o urząd. Dzięki zastosowaniu kategoryzacji Prezydent Clinton był wygłosić orędzie o stanie państwa kilka dni po wybuchu skandalu z Moniką Lewinsky.
  • Przeramowanie oznacza łatwość przyjmowania różnych perspektyw do oceny zjawisk. Wykorzystał je Roland Reagan, wprowadzając optymistyczną narrację kampanii „Poranek w Ameryce” w miejsce typowo amerykańskiego dyskursu o pesymizmie i braku satysfakcji.

Prowadzenie kampanii i pełnienie urzędu odbijają się bardzo niekorzystnie na psychice kandydatów i prezydentów. Zastanawiam się, czy nie powinno się czynić więcej wysiłków w celu diagnozowania i chronienia ich dobrostanu. Istnieje wiele przypadków ukazujących ten problem. Prezydent Kennedy cierpiał z powodu licznych fizycznych dolegliwości, w tym choroby Addisona i bólu pleców. Był leczony przez osławionego doktora Feelgood, Maxa Jacobsena, szokującymi metodami, takimi jak dożylne podawanie amfetaminy.

Nowe dokumenty ujawnione przez Bibliotekę Richarda Nixona wykazały, że Prezydent brał trzy rodzaje leków psychotropowych: Deksedrynę (stymulant), Meprobamat (środek przeciwlękowy) i Doriden (lek usypiający). Brał również Dilantin, działający przeciwdrgawkowo, promowany przez swojego lekarza jako cudowny środek na niestabilność nastroju. Ronald Regan z pewnością nie był już tą samą osobą po próbie samobójczej. Ponadto cierpiał na postępującą chorobę Alzheimera, więc trudno wskazać jednoznacznie źródło jego ograniczeń funkcji psychicznych.

Po omdleniu Prezydenta George’a H. W. Busha na kolacji w trakcie podróży do Japonii w 1991 r., okazało się, że brał środek usypiający – Halcion. Miał on pomagać mu w zasypianiu i radzeniu sobie ze zmęczeniem wywołanym zmianą stref czasowych. Większość lekarzy wiedziałaby, że Halcion wywołuje różnorodne efekty uboczne, w tym amnezję następczą. Skłania mnie to do refleksji, kto odpowiadał za jego opiekę medyczną.

Czy nie powinniśmy przedsięwziąć podobnych kroków w celu ochrony zdrowia psychicznego prezydenta (i osób aspirujących na to stanowisko), jakie stosujemy w ich opiece medycznej?

W końcu – pomimo ich znaczenia i wysokiej rangi – są tylko ludźmi.

dr n. med. Jeffrey A Lieberman, źródło